– Mamo, potrzebna mi nowa guma na telefon.
– Czy mi się wydaje, czy masz cztery?
– No mam, ale potrzebuję taką specjalną galaxy gumę.
– No dobrze, ile to kosztuje? I gdzie można kupić?
– Nigdzie. Ale ja ją potrzebuję. Muszę jakąś przerobić. Najlepiej tę fioletową. Najłatwiej będzie. Pomaluję na zewnątrz, co?
– Czym?
– Farbami, brokatem, czym się da.
– Włożysz dwa razy do torebki i cały brokat zejdzie. Zmień założenia.
– No to co mam zrobić???
No i pat. Szczerze mówiąc, nie wnikałam, po co dziecku taka guma, natomiast na jej kupno nie widziałam żadnych szans. Miała wyglądać jak prawdziwy kosmos, a nie jakaś podróbka. Czyli być kompletnie nieregularna i żadnych spiralek czy tam wirówek. Tego w prawdziwej drodze mlecznej nie ma, to tylko ładnie wygląda, ale jest kłamstwem. A guma ma być prawdziwa i w ogóle jest niezbędna do szczęścia. W związku z tym zostałam obarczona wymyśleniem, co zrobić, żeby dało się pomalować i nic nie zeszło. Ha! Łatwo powiedzieć!
Jak nie ma pomysłu, to trzeba się zdać na przypadek. Zupełnie beznadziejnie zapytałyśmy w sklepie, czy znajdzie się guma na telefon mojego dziecka. Telefon jest stary (ma 4 lata, więc z marketingowego punktu widzenia to już złom) i mało punktów prowadzi akcesoria do niego. Oczywiście galaxy gumy nie było, tak dobrze nie ma, ale była przezroczysta!
– Mamusiu, kupmy ją! Koniecznie! Pomaluję od środka, nic nie odpadnie, będzie pięknie. Nawet nie jest droga! Kupimy?
Kupiłyśmy. Chociaż dobrze wiedziałam, czym to się skończy. Jak zwykle brokatem w całym domu.
Dużo się nie pomyliłam.
Do zrobienia gumy moje dziecko przygotowało:
- gumę, ale to oczywiste
- sypki brokat Fiorello
- brokat w kleju Fiorello
- farby plakatowe Fiorello
- czarną farbę witrażową
- dwa pędzelki Fiorello
- kubek niekapek Fiorello
Do miseczki trafił sypki brokat w proporcjach nieustalonych. Najwięcej było srebrnego, czerwonego i granatowego, ale nie zabrakło złotego i zielonego. Nie próbowałam wnikać w sens i przekonywać, że tego złotego i tak na końcu nie będzie widać, bo jest go za mało. Wolałam przypatrywać się mojej córce, która z niesamowitym zaangażowaniem sypała i mieszała mieniące się drobinki. W końcu to miała być prawdziwa guma galaxy na telefon, którym można łączyć się z innymi planetami. Nie ma żartów!
Do miseczki z sypkim brokatem trafił Glitter Glue. Był dolewany i mieszany tak długo, aż całość nabrała konsystencji pasty do zębów. Trochę to potrwało, suchy brokat potrzebował sporej ilości kleju, w którym mógłby się zatopić.
Malowanie. Zasada jest prosta – trzeba pokryć całą przezroczystą gumę mieszaniną kleju z brokatem i suchego brokatu. Pozornie łatwe, jednak kiedy moje dziecko podnosiło gumę do góry, ciągle widać było prześwity. W końcu załatwiła sprawę, malując w powietrzu „pod światło”. Nie wiem, jakim cudem udało jej się zrobić górę nieco bardziej zieloną i jeszcze uprzeć się, że to jest kosmiczna zorza. Może ja się faktycznie nie znam na galaxy…
Po tym etapie nastąpiła przerwa technologiczna. Już Wam kiedyś pisałam: gruba warstwa kleju z brokatem schnie ponad dobę.
Krok IV mnie zaskoczył, bo myślałam, że to już koniec.
– Mamusiu, no przecież w kosmosie jest ciemno.
– No jest, no i co?
– Klej przepuszcza światło. Muszę zrobić czarne tło.
– Ale przecież twój telefon ma czarne plecy. Po co ci czarne tło?
– Telefon jest szary nie czarny. A ja zamaluję ten brokat czarną plakatówką. Wtedy będzie naprawdę kosmicznie.
Jak zapowiedziała, tak zrobiła. Schło kolejne dwadzieścia cztery godziny, ale to pewnie dlatego, że tej plakatówki naładowała tam całkiem sporo. Dziwne, że po tym wszystkim telefon się zmieścił w gumę. Jednak zmieścił się i od tej pory ma nowe galaktyczne ubranko. Pierwszy telefon i już piąta guma… Mam wrażenie, że ja nie mam takiej kolekcji, chociaż mam trzeci kolejny model smartfona. Ale co tam – grunt, że dziecko szczęśliwe 😉
Propozycję zabawy przygotowała Ania